Marta wśród książek,  Recenzje

„Zielone kalosze” Wanda Szymanowska

Zielone kalosze” 
Wanda Szymanowska
Wydawnictwo Novae Res
str.189
Kolejny raz powracam do jakże lekkiego i zabawnego pióra Pani Wandy Szymanowskiej, która urzekła mnie lekkością w przekazywaniu ważnych tematów już podczas lektury „Lardżelki”, której recenzje możecie znaleźć TU.
Tym razem temat jest nieco inny, lecz pióro, a raczej jego lekkość się nie zmienia.

Antonina, kobieta na rozdrożu swojej drogi życiowej. Po prawie trzydziestu latach małżeństwa postanawia obrócić swoje życie o 360 stopni i zerwać całkowicie z byciem żoną idealną w oczach wszystkich wokoło tylko nie samego małżonka, który ukochał alkohol i życie towarzyskie nad żonę. Cóż z tego, że przez lata dbała o dom, męża i córkę, jeśli nigdy nie usłyszała z ust ślubnego choćby jednego dobrego słowa.
Poznajemy ją w pierwszym dniu jej nowego życia, w nowym miejscu na ziemi, jakim w danej chwili jest Ruczaj dolny. Mała miejscowość z jakże malowniczymi i przewidywalnymi postaciami, ale czy na pewno wszyscy są absolutnie przewidywalni?
Mała przygoda Antoniny niechybnie rozpoczyna się od zakupu zielonych kaloszy poleconych jej przez sklepową Stenię, która każdego zna i szanuje. Kto by pomyślał, że małomiasteczkowa sklepowa Stenia dogada się z tak dystyngowaną miastową Panią, jaką jest. Hmm nie jaką była Tosia.

Przyjaźń ze Stenią zaowocuje remontem i znajomością z Edkiem, jednojajowym bliźniakiem Mundka królem deski barowej Ruczaju dolnego. Ogłada, elokwencja i intelekt Edka zrobią na Tosi niechybnie ogromne wrażenie, czy jednak kobieta da szanse uczuciom, a może ktoś sprzątnie jej kawalera sprzed nosa?

Bohaterowie powieści „Zielone kalosze” są absolutnie Jacyś”. Mają barwne charaktery i tajemnice, które powoli odkrywa nowa lokatorka domku niedaleko błotnistej dróżki przy gruszach.
Dużym plusem jest pokazanie dwóch różnych spojrzeń na małżeństwo i obowiązki, jakie się z nim wiążą. No i oczywiście to jak Obie panie radzą sobie z traumą po przemocy domowej zarówno psychicznej, jak i fizycznej.
Autorka pokazuje różnice między myśleniem ludzi na wsi (Jak to rozwód nie przystoi, nie ważne, że bije, byle był.) a tych w miastach. Możemy poznać tak różne kobiety, które łączy chęć bycia szczęśliwym, potrzebnym i kochanym.
Moje serce oddaje zarówno Steni za jej ciekawość świata, jak i Tosi za postawę choćby w stosunku do Wójta.
Książkę pochłania się w ekspresowym tempie. Choć traktuje o poważnych problemach, jest napisana z gracją i wyczuciem, nie odstraszając problematyką. Język powieści pozwala na wczucie się w postaci i przeżywanie ich rozterek, bolączek i radości całkowicie. Piękne opisy sprawiają, że czytając powieść Pani Wandy, masz wrażenie, że czujesz błoto pod stopami, słyszysz dźwięki fortepianu Tosi, czujesz zapachy pichcenia Steniuchny. Zapadasz się w świat i bohaterów jak bohaterka w błotną drużkę i nagle odkrywasz, że kochasz ich całym sercem. Masz ochotę przydzwonić zarówno Mundkowi, jak i Antoniemu a obie panie uściskać i pogratulować siły i wiary w możliwość zmiany życia po tak ciężkich przeżyciach.

Polecam każdemu fanowi powieści obyczajowych, każdemu, kto lubi lekkie pióro wspaniałej Pani Wandy, każdemu po prostu, gdyż wyciągnąć z niej można mnóstwo mądrości, siły i wiary, że bezwzględu na wszystko każdy ma prawo walczyć o swoje szczęście niezależnie od wieku czy pochodzenia.

Za możliwość lektury dziękuje autorce.

Książki stanowią dla mnie całodobową dostawę tlenu. Staram się zarażać swoją pasją każdego kto tylko wejdzie na moją orbitę. Dusza przepełniona fantastyką, serce bijące w rytm romansów, rozum łaknący zagadek i akcji. Od niedawna fanka literatury dziecięcej.

4 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *