„Dwie twarze” Miranda Inska
Czasem, gdy chce słowami opisać co czyje po lekturze danej książki, słowa nie chcą przyjść z nadmiaru wrażeń. Jednak podczas lektury tej książki wrażeń nie miałam, choć w sumie nie wrażenia były, ale nie zawsze pozytywne.
Gdy otwieramy powieść, nie poznajemy imion bohaterów. Książka jest galopującym monologiem kobiety, która jak może się wydawać, ma wszystko, no może prawie. Ma pracę i jest mężatką, ciut zaniedbywaną przez swego męża. Bohaterka przywołuje nam historię swojej pierwszej miłości. Rafi, niestety zostawił ją bez jakiegoś konkretnego powodu, co poskutkowało depresją i zrażeniem się do gatunku męskiego. Później jednak poznaje swojego obecnego męża i tak swojsko toczy się jej życie, aż w ich związek wkracza rutyna, a zaraz za nią powraca były partner.
Przez parę kolejnych nocy nie mogłam spać. Tworzyłam w głowie motyw spotkania. Fascynujące zajęcie. Polecam zwłaszcza tym kobietom, których mężowie zapomnieli o służbie w małżeństwie.
Los mi sprzyjał!
Historia ma potencjał, jeśli napisać by ją od nowa, poprowadzić trochę inaczej. Dodać więcej dialogów i wszystko usytuować w czasie, który da się określić. Gdy tego nam zabraknie mamy jeden schemat, czyli
Zły mąż- wycieczka nad morze-genialny seks z byłym -powrót do domu-Dobry mąż
Trochę kręci się w głowie prawda? Nasza bohaterka ma dziwne podejście do związków. Początkowo zarówno ona, jak i kochanek tkwią w swoich związkach spotykając się na przygodny seks „najlepszy w życiu„ jednak zawsze po powrocie mąż staje się milszy i seks z nim jakiś znośniejszy. Taka przeplatanka trwa lata, a nasza bohaterka nieźle się musi nakombinować, żeby romans nie wyszedł na jaw.
Ot, niby zwykła kobieta uwikłana w romans, czująca coś do obu mężczyzn. Jednak sam sposób, w jaki nam przedstawia swoją historię, odrzuca.
Nigdy nie ma wyrzutów sumienia, co najwyżej przebłyski, jaka jest nieuczciwa, ale mąż przecież zasłużył, bo o nią nie dbał, a skoro zdradziła, to on ja do tego doprowadził.
Próbowałam odnaleźć w tym wszystkim sens, ale nie wiem, czy można powiedzieć, że jest to obraz kobiety uwikłanej w sytuacje bez wyjścia, czy jej pobudki są dobre, właściwe.
Całkowicie zabiła mnie jednak jej postawa w dwóch względach. Raz to jak ustawiała sobie kochanka pod siebie, latami mamiąc go, rzucając i wracając jak bumerang a przy tym, mając pretensje o każdą jego próbę stworzenia związku. On chciał się ustatkować z nią, lecz ona nie potrafiła zostawić męża. Do czasu aż mąż zdradził ją, na co bohaterka odeszła do kochanka, robiąc z męża najgorsze zło a z siebie ofiarę.
Ta historia trwa latami, a kończy ją jedno wydarzenie. Tak to jedno wydarzenie sprawia, że kończy się przygoda jej życia, a wiatr w jej żaglach przestaje wypychać ją na głębokie wody zdrady.
Kuleje również język powieści. Nigdy nie czepiam się tego elementu, lecz tu po prostu muszę. Często robiłam przerwy lub wracałam do wcześniejszych stron, żeby odkryć o kim mowa. Sceny seksu, które na 200 stronach baaardzo często są napisane prostacko, bez emocji, trochę jak instrukcja obsługi jakiegoś małego Agd, a sam język przywołuje raczej dreszcze zimna niż te z emocji.
jego tors jakby bardziej rozbudowany, a naprężone mięśnie napinały koszulę tu i ówdzie. Przybliżył się, nalał szampana i snuł opowieści o tym, jak w końcu trafił do Polski i jak bardzo miał złamane przeze mnie serce. Chyba nie za bardzo go wtedy słuchałam, bo moje narządy przygłuszały jego głos. Tak zwane motylki w brzuchu grały mi marsza. To ponoć oznaka zakochania.
Ciężko mi ocenić tę powieść pod wszystkimi jej aspektami, nie wiem, czy każda kobieta zdradzająca zachowuje się w taki sam sposób jak nasza bohaterka, ale wiem, że bohaterki wykreowanej przez Mirandę Inską nie polubię ja, nie polubi jej nikt czytający dużo tego typy literatury. Miałam nadzieje na lekką i wciągającą powieść z elementami erotyki, dostałam zaś historię starszej już pani opowiadającej przygodę życia. Historię o tym, jak zranić dwóch mężczyzn i mieć z tego satysfakcje.
Za e-book dziękuje Wydawnictwu Psychoskok.
8 komentarzy
Przeczytanki Dorota Lińska-Złoch
Motylki w brzuchu grały mi marsza? O jezu… Nie dziwię się, że ciężko się czytało…
Marta Daft
Jej narządy potrafiły o wiele więcej 😜
Ela
brzydko oceniać książkę po okładce ale moje pierwsze wrażenie było właśnie przez tę nieszczęsną okładkę bo kurcze trąci kiepskim harlrquinem. okrutne i owszem, ale nawet gdyby okładka była boska raczej bym po tę pozycję nie sięgnęła
Marta Daft
Czytałam Harlequiny za młodu i uwierz że sporo było lepszych. Co do okładki fakt traci gorszym i tu wcale się nie mylisz.
83ja83
jak spojrzałam na okładkę również pomyślałam, że to harlequin, raczej się nie pokuszę, dzięki
Marta Daft
Pozdrawiam ,😀
Katarzyna Zabłotna
Czasem mam wrażenie, że autorzy usilnie próbują wpychać sceny seksu do powieści, chociaż kompletnie nie wiedzą jak się za nie zabrać. Podczas czytania to się po prostu czuje, że nawet pisarzowi ciężko było przez nie przebrnąć, więc co mamy czuć w trakcie lektury my, czytelnicy? :<
Marta Daft
Tu sceny seksu były absolutnym gwoździem do trumny. Bardziej mechaniczych opisów być nie mogło.